W praktyce wygląda to tak: gdy kierowca zatrzymywany jest za jazdę po pijanemu, jego samochód zostaje odholowany na policyjny parking. Następnie prokurator wydaje postanowienie o zajęciu auta. Może ono wrócić do właściciela, ale ten nie może go sprzedać. Kiedy zostaje skazany za jazdę po pijanemu i w terminie nie zapłaci grzywny, samochód zostaje zlicytowany przez komornika. Właściciel dostaje z tego tylko to, co zostanie po opłaceniu grzywny i policyjnego parkingu.
Efekt? Zazwyczaj kierowcy wolą zapłacić grzywnę, niż stracić samochód. – Zdarzają się nawet przypadki, że zgłaszają się do nas i proponują np. wpłacenie kaucji na poczet przyszłej grzywny – opowiada Paweł Sokół, szef prokuratury w Starachowicach. Przez trzy miesiące policja zabrała tu samochody 30 kierowcom.
Podobnie jest w Poznaniu, Jeleniej Górze czy Białymstoku – np. białostocka prokuratura od razu ustanawia zaliczkę od tysiąca do kilku tysięcy złotych na poczet przyszłej kary. Samochód wraca do właściciela dopiero po opłaceniu zaliczki. Przez ostatnie pół roku w Białymstoku było około 20 takich przypadków.
Stosowanie tych przepisów naprawdę przynosi efekty. Maleje liczba pijanych kierowców. Sprawcy takich przestępstw coraz częściej płacą grzywny, nie potrzeba żmudnego postępowania komorniczego – podkreśla prokurator Kiszka.
Źródło: www.gazeta.pl