Niekiedy jedynym problemem jest właśnie trudność w porozumieniu się, znalezieniu „wspólnego języka”. Ale nie zawsze i nie wyłącznie winna jest osławiona bariera pokoleniowa. Często bywa tak, że te bariery stwarzamy nieświadomie sami, powielając utarte, niekiedy wyniesione z własnego dzieciństwa wzorce postępowania.
W zabieganiu, pośród rozmaitych – narzucanych przez społeczeństwo (szkoła, środowisko) i ambitnie samym sobie stawianych – zadań i obowiązków, nieraz już brakuje czasu na sensowny kontakt z naszą rodziną, na prawdziwą rozmowę, a nie tylko rzucane w pośpiechu, w samochodzie, gdy podwozimy dziecko do szkoły, przed wyjściem do pracy, czy w trakcie kolacji (o ile na wspólną kolację znajdzie się czas) zdania, dyrektywy, pytania o szkołę itd.
Brakuje czasu, ale także umiejętności. Po prostu zapominamy, że rozmawianie, nie tylko z własnym dzieckiem jest sztuką. Aby w tej sztuce być dobrym należy poznać jej reguły, a potem ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć.
Wśród najważniejszych zasad efektywnej komunikacji, często wymienia się aktywne słuchanie. Niekiedy, w relacji rodzic-dziecko w ogóle brakuje tego elementu, bo przyzwyczajamy się do autorytarnego sposobu odnoszenia się do dzieci, niekiedy jest to słuchanie nieuważne, bo „mam ważniejsze sprawy”. Chodzi jednak o słuchanie aktywne, słuchanie ze zrozumieniem, a przynajmniej próbujące wyjść na przeciw, nawet, jeśli to nie zawsze bywa łatwe w przypadku zetknięcia się z całkiem nowym, formującym się na naszych oczach „dorosłym”, a więc osobą będącą w stanie nieustannej zmiany na różnych poziomach swojej egzystencji.
Słuchać należy także siebie, wyłuskując z własnego stylu komunikowania się najczęściej popełniane błędy, takie, jak stawianie barier komunikacyjnych, czyli inaczej blokady (opisał je dokładnie Thomas Gordon w swojej książce „Wychowanie bez granic”). Są to zdania najczęściej sformułowane stereotypowo lub kategoryczne, często sugerujące jakąś groźbę, czy krytykę, sformułowane, jak rozkaz, zawstydzające, moralizujące, sugerujące poczucie winy i tak dalej. Barierą w porozumieniu może być także zdawkowe pocieszanie, zaklepywanie problemu i rozweselanie na siłę. Często tego rodzaju stwierdzenia są raniące dla naszego dorastającego dziecka, a z pewnością pogłębiają one wzajemne niezrozumienie.
Najczęściej poprzez takie wypowiedzi nieświadomie wyrażamy naszą złość, pretensje, niezadowolenie, albo odwrotnie – lęk, przed spojrzeniem realnie na problem, lęk przed nieznanym światem, jakim staje się dla nas nasze dziecko.
Trudno tu wymienić wszystkie bariery i podać wszelkie możliwe przykłady. Aby uniknąć wielu z nich wystarczy jednak, że zastosujemy jedną, podstawową zasadę: wzajemny szacunek. Wymagamy szacunku dla siebie, jako dorosłych, a więc okażmy także naszym dzieciom szacunek. W naszych wypowiedziach starajmy się nie deprecjonować ich emocji, poglądów, postaw, wyglądu i tak dalej. Jeśli nasze dziecko nauczy się, że potrafimy szanować go – staniemy się dla niego ważnymi osobami. A wtedy łatwiej nam będzie nam rozmawiać naprawdę.
Jeśli jednak rozmawianie i dorastające pociechy okażą się zbyt trudnym orzechem do zgryzienia, jeśli czujemy, że trudno nam poradzić sobie z narastającymi problemami – można dołączyć do grona rodziców, którzy skorzystali z oferty warsztatów dla rodziców nastolatków „Rodzic na medal”, organizowanych przez Polskie Stowarzyszenie Coachingu i Rozwoju w Warszawie. W gronie innych osób o podobnych problemach będzie można odnaleźć wsparcie, „przećwiczyć” nowe, adekwatne sposoby działania w dotyczących nas, trudnych sytuacjach, a także poznać różne inne sposoby poradzenia sobie z narastającymi problemami.
A w efekcie „ubocznym” samemu stać się lepiej funkcjonującym człowiekiem, lepiej poczuć się z samym sobą i własnym życiem.
Autor: Ewa Cichoń