Większość z nas powie, że miłość swojego życia trzeba po prostu spotkać, a wtedy wszystko dzieje się spontanicznie. Otóż okazuje się, że niezupełnie tak jest. Uczucie zakochania można bowiem sprowokować. Profesor Arthur Aron ze Stanowego Uniwersytetu w Nowym Jorku postanowił odkryć, co takiego właściwie dzieje się między dwojgiem ludzi, kiedy zakochują się w sobie. Opracował prosty eksperyment, który przyniósł nieoczekiwane rezultaty. Do udziału w nim zaprosił kobiety i mężczyzn, którzy nigdy wcześniej się nie spotkali, i polecił, by od razu podzielili się na pary. Doświadczenie trwało w sumie 90 minut. W tym czasie jego uczestnicy mieli opowiadać sobie o intymnych zdarzeniach ze swojego życia, o tym, co czuliby, gdyby odeszła od nich ukochana osoba, i co lubią u osób przeciwnej płci. Pod koniec eksperymentu każda para, już bez rozmowy, patrzyła sobie w oczy przez cztery minuty. Efekt był zdumiewający: większość zarówno kobiet, jak i mężczyzn oceniła swojego partnera jako wyjątkowo atrakcyjnego i poczuła z nim więź emocjonalną. Dwie z zaangażowanych w eksperyment par pobrały się w ciągu następnych sześciu miesięcy. Wniosek? Otwieranie się na partnera i długie patrzenie sobie w oczy bez słów może nadać znajomości pożądany kierunek i przyspieszyć moment zakochania. Pamiętajmy, zostało to udowodnione naukowo. Jest też inny sposób na zrobienie dużego wrażenia. Partnera trzeba umiejętnie przestraszyć – to nie żart. Zakochać się można także dzięki wysokiemu poziomowi adrenaliny. Kiedy na randce przeżywamy razem z partnerem strach, uczucie to może przekształcić się w zakochanie. – Moja rada jest taka – sugeruje profesor Aron – pierwsze spotkanie kobiety i mężczyzny powinno być ekscytujące. Zabierz partnera do kina na dobry horror, weź go na przejażdżkę roller-coasterem w wesołym miasteczku lub zaproś nad morze na spacer podczas sztormowej pogody.
Miłość rozświetla mózg
Miłość dlatego uskrzydla duszę, bo rozświetla mózg – twierdzą naukowcy. Efekt jaśniejących punktów wyraźnie widać na zdjęciach otrzymanych dzięki aparaturze zwanej rezonansem magnetycznym. Co tak naprawdę dzieje się w naszych głowach, gdy płonimy z miłości? Na to pytanie szukali odpowiedzi neurolodzy z Uniwersytetu College w Londynie, którzy zaprosili na badania kilkanaście świeżo zakochanych kobiet i mężczyzn. Oglądali oni fotografie swoich prawdziwych miłości oraz wizerunki przyjaciół. W tym czasie aparatura wykonywała setki przekrojowych zdjęć. W wyniku badań zidentyfikowano aż cztery części mózgu, które uaktywniają się podczas przeżywania uczucia miłości. Pierwszą z nich jest kora płatów czołowych, która daje nam możliwość odczuwania szczęścia i dobierania emocji innych osób. Mnie mniej ważnym rejonem jest tzw. wyspa środkowa związana z różnymi emocjonalnymi funkcjami, między innymi odpowiada ona za uczucia, jakie przeżywamy, patrząc na ukochaną osobę. Dwie pozostałe części mózgowia – jądra podkoronowe i prążkowie – aktywują się zarówno wtedy, gdy ponoszą nas pozytywne, jak i negatywne emocje, np. zazdrość czy gniew.
Wyniki eksperymentu tłumaczą też, w jaki sposób stan zakochania powoduje konkretne fizyczne zmiany również w ciele. Efekty pobudzenia mózgu dają o sobie znać poprzez ściskanie w żołądku, mdłości czy brak apetytu. Dlaczego miłość odczuwamy również w postaci sensacji żołądkowych? Okazuje się, że "wyspa środkowa" unerwia między innymi również organy wewnętrzne. Dlatego pobudzenie tego rejonu mózgowia działa też na nasz brzuch.
Wszystkie te odkrycia mogą być wykorzystane na przykład przy tworzeniu nowych leków neurologicznych. Naukowcy zastanawiają się też na wynalezieniem preparatu farmaceutycznego, który działałby podobnie jak afrodyzjaki, a jednocześnie wywoływał uczucie miłości do drugiej osoby.
Dlaczego jest ślepa?
Jak przemawia do nas miłość? Mózg rozumie tylko język substancji chemicznych zwanych neurotransmiterami. Kiedy spotykamy kogoś, kto wydaje nam się erotycznie atrakcyjny, nasz mózg wytwarza bombę chemiczną, od której zapiera nam dech, wali serce, czerwienieją policzki, a dotychczasowa elokwencja zamienia się w nieskładnie wypowiadane zdania. Główną winowajczynią tego stanu rzeczy jest PEA – fenyloetyloamina, która powoduje podobny efekt jak zażycie amfetaminy i wprowadza nas w stan euforycznego uniesienia. Świat staje się kolorowy, a ukochany jest ideałem i nie ma żadnych wad. Dziwisz się, że przyjaciółka mogła zakochać się w tym przeciętnym mężczyźnie? Nie wytłumaczysz jej, że za jakiś czas przejrzy na oczy. PEA ogarnia wszystkie zmysły, wpływa nawet na system wartości. Działa na nas razem z innymi neurotransmiterami: dopaminą, norapinephydryną i serotoniną, które powodują miłosne uniesienie. Naukowcy nie wysuwają na razie żadnych hipotez, w jaki sposób neurotransmitery mogą wpływać na nasze uczucia, system pojęć, wartości i wolę. Wiadomo jedynie, że dzieje się to tylko wtedy, gdy jesteśmy z tą jedną, ukochaną osobą. Niestety, ilość tego neuroprzekaxnika po upływie dwóch lat zaczyna się stopniowo zmniejszać, a po pięciu latach osiąga zwykły poziom w organizmie.
Kiedy zapał miłosny maleje, wiele osób zaczyna pocieszać się czekoladą. Przyczyna jest prosta: czekolada zawiera stymulanty chemiczne podobne w działaniu do PEA, a my ją jemy, bo mózg chce być nadal zakochany.
Twój szósty zmysł
Miłość przychodzi do nas różnymi drogami. Zasadnicze znaczenie ma zmysł węchu. Pamiętaj, kiedy spotykasz potencjalnego partnera, twój nos pomoże ci podjąć prawidłową decyzję. Zapach "erotyczny" odbieramy na poziomie podświadomym. Każdy z nas ma swoją własną unikalną kompozycję zapachową. "Erotyczne" cząsteczki chemiczne SA wydzielane przez gruczoły potowe i podróżują drogą powietrzną, skąd trafiają wprost do wnętrza nosa innych osób. Tam analizowane są przez specjalne receptory, które wysyłają do mózgu specjalny kod informacyjny. Zostaje on rozszyfrowany przez ośrodki mózgowe w ciągu zaledwie paru sekund. Mózg bez udziału naszej świadomości ocenia genetyczne cechy ewentualnego partnera i sprawdza, czy do siebie pasujemy. Jeśli nie, mężczyzna nas nie interesuje.
Źródło: Małgorzata Kłeczek; "Zwierciadło" – maj 2003